2 sty 2018

Rozdział 9

Wszystkiego najlepszego w nowym roku!

***


Serce Paige zakołatało w jej piersi, kiedy z daleka ujrzała pomarańczowy kombinezon opinający barki jej ukochanego. Łzy sprawiły, iż jej oczy zdawały się być szklane, szmaragd w nich ukryty dawał wrażenie najcenniejszego klejnotu, którego ochronę jej powierzono. Pojedyncze krople naznaczyły swoją ścieżkę na policzku dziewczyny. Jednak te, które się na to odważyły, nie były łzami szczęścia.
Ujrzawszy fioletowe plamy, które pokrywały jego twarz i ręce, momentalnie radość ze spotkania ją opuściła. Skóra Ethana nie była już nieskazitelna, miękka. Niemalże każdy jej skrawek był poszarpany, posiniaczony, naznaczony krwią i kurzem.
Kiedy tylko mężczyzna zajął miejsce naprzeciw niej, była przerażona. Od tak dawna pragnęła wtulić się w jego ramiona, przypomnieć sobie smak warg kochanka, poczuć, jak chowa policzek w jej drobniutkiej dłoni, tymczasem wszystko to, co dotychczas było pieszczotą, mogłoby przynieść mu jedynie ból.
Kąciki ust mężczyzny delikatnie uniosły się ku górze, jednak nie był to szczery uśmiech. Zdystansowanie ukochanej trafiło wprost w jego serce, strach Paige wiercił dziurę w jego wnętrzu. Potrzebował jej miłości i ciepła, by przetrwać kolejne dni w otchłaniach piekła, tymczasem ona się bała.
— Tęskniłem za tobą.
Słaby, niepewny szept uciekł spomiędzy opuchniętych warg mężczyzny, wyrywając dziewczynę z chwilowej nostalgii. Skupiając się na jego słowach, dostrzegła, że był zmęczony, wykończony mrokiem, który otulał go nieustannie. Przez ułamek sekundy nawiedziła ją myśl, iż popełniono jakiś błąd, a mężczyzna siedzący naprzeciw niej nie jest tym, który obiecał jej walczyć. Potem spojrzała na swoje zniszczone dłonie, przypomniała sobie o blasku, który straciła podczas własnej bitwy.
— Co oni ci zrobili?! — szloch wydarł się z jej gardła, a słone łzy niczym wodospad zaczęły spływać w dół jej twarzy. Paige nakryła twarz dłońmi, chcąc choć w niewielkim stopniu ukryć bezradność, którą emanowała. Jednak nie potrafiła się już kontrolować. Była zmęczona całym tym bałaganem, który nieproszony i nieoczekiwany wtargnął do jej życia. Sprawił, że wszystkie jej marzenia i plany rozpłynęły się, a nocne koszmary i wszechobecna panika stały się kawałkami potłuczonego szkła, które zbyt mocno poraniły jej dłonie i utkwiły w jej skórze tak głęboko, że nie mogła się ich pozbyć.
Jej kościste palce zacisnęły się na włosach, szarpiąc za nie, jakby miało jej to przynieść ulgę. Pragnęła, by ten platoniczny ból fizyczny na krótką chwilę zajął jej myśli, sprawił, iż zapomni o problemach i miejscu, w którym się znajdowała. On jednak nic nie zmieniał. Nie ważne jak mocno pociągała za kosmyki, nie czuła nic.
Ethan niepewnie wyciągnął dłoń przed siebie. Opuszkami palców musnął przedramię swojej ukochanej, jednak nie otrzymał od niej żadnej reakcji. Powoli posunął wyżej, wyciągając rękę dziewczyny z jej włosów. Ujął ją, po czym musnął jej wierzch opuchniętymi ustami.
Rozgrzane wargi ukochanego sprawiły, że dreszcze przebiegły wzdłuż kręgosłupa Paige. Było to niczym kubeł zimnej wody, który wyswobodził ją z objęć niebezpiecznych myśli. Jej zaszklone oczy ponownie skupiły się na twarzy mężczyzny, która choć wciąż poraniona i blada, wywoływała w niej spokój, o którym niemal zapomniała. Jej napięte mięśnie z lekka się rozluźniły, sylwetka nieco skrzywiła, jednak tylko po to, by kobieta mogła przybliżyć twarz do swojego kochanka, opierając czoło o jego.
Zamykając oczy, pozwoliła ostatniej łzie spłynąć w dół, tak by mogła zniknąć gdzieś w odmętach kurzu. Skupiła się na bliskości, do której tęskno było jej przez tak długi czas. Na kilka chwil wszystko zdawało się dokładnie takie, jakie powinno być zawsze. Przymknięte powieki sprawiały, że nie widziała murów więzienia, jedynie czuła, że mężczyzna, którego kochała ponad życie jest tuż przy niej. Niespiesznie i czule musnęła opuszkami palców rozgrzaną skórę na jego policzku, niemalże karmiąc się nieopisanym doznaniem. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że następna wizyta nie odbędzie się prędko. Chciała skumulować w sobie dokładnie tyle Ethana, ile była w stanie.
Dziewczyna delikatnie przekręciła głowę i spierzchniętymi wargami musnęła kącik ust ukochanego. Bała się, iż jeśli posunie się choćby krok dalej, wszystko się rozpłynie, okaże jedynie piękną marą. Oboje byli przerażeni tą myślą, trwając w nieznanym im dotąd dystansie, jednak nie wydawało się to złe. Mieli wrażenie, iż jest to odpowiednie, wystarczające na jakiś czas. Twarz Paige rozpromieniła się przez uśmiech, który choć słaby i nieśmiały, był najszczerszym, na jaki się zdobyła.



:::



Zza niedużych okien, które chowały się za stalowymi kratami, wyraźnie było widać szare chmury, które wisiały nad całym Goulburn. Sprawiały one, że wnętrze więzienia zdawało się jeszcze bardziej mroczne, jakby najprawdziwszy diabeł chował się gdzieś w jego murach i siał niepokój. Krople deszczu uderzały w szyby raz za razem, a ich rytm wpasowywał się w bicie serca placówki. Kolejny dzień na stołówce mijał według schematu, wszystko działo się tam niemal machinalnie, jakby ktoś z góry sterował zachowaniem każdego pracownika, każdego więźnia.
Michael zajmował swoje stałe miejsce, jedząc coś, co było pozbawione smaku. Zupełnie tak, jak wczoraj, przedwczoraj... Patrzył bez emocji na tych, którzy wciąż wierzyli, iż są w stanie zmienić swój los, a dom czarnych dusz nigdy nie stanie się ich domem. Uparcie powtarzali, że jeszcze chwila, może dwie i nie będą więcej częścią tego gówna.
Wiele z tych obietnic nie pozostawało bez pokrycia. Więźniowie kilka dni później byli znajdowani martwi w ich własnych celach. Jedni się wieszali, inni zdołali niepostrzeżenie przemycić ze sobą maszynki do golenia, kolejni nieustannie prowokowali więźniów, kreatury, bestie, które czuły się niczym dzieci w święta torturując i niszcząc słabeuszy, którzy już na zawsze znikali z kart historii ośrodka.
Na środku hali stał stół, przy którym siedzieli więźniowie najwyżsi w hierarchii, jakby najważniejsi, każdy się ich bał. Nie było czemu się dziwić – byli uważani za bezwzględnych, krążyły o nich plotki, których nie dało się zweryfikować, a okrucieństwo, jakim ociekały, wywoływało falę nieprzyjemnych dreszczy.
Tuż za nimi znajdował się kolejny stolik. Każde z wolnych miejsc przy nim zajmowane było przez mężczyzn. Zajmowali się jedzeniem, zdawali się nie przejmować wszystkim tym, co ich otaczało. Michael miał wrażenie, iż reprezentują oni grupę tych, którzy fizycznie budzą strach, kiedy psychicznie sami odczuwali ten największy. Byli dobrymi aktorami, tego nie można było im odmówić. Jednak odrobina skupienia była wystarczającą, by zauważyć u nich drżenie powieki, dreszcze na widok własnego cienia.
Oni byli zdecydowanie gorsi od bezwzględnych bestii.
Zachowywali się niczym spłoszone zwierzęta. Kiedy tylko do ich świadomości docierał impuls niosący informację ,,zagrożenie", nie dało się ich powstrzymać. Szybko, chaotycznie, bezmyślnie atakowali każdego, kto potencjalnie mógł być źródłem niepokoju. Ich siła w takich momentach była nieograniczona. Lęk był niczym niewyczerpujące się paliwo.
Wielu z nich kończyło z plakietką: słabeusz. Kiedy ich zdrowie psychiczne ustępowało przytłaczającej aurze, a pokłady adrenaliny nie były w stanie się ponownie uzupełnić, siła fizyczna uciekała, a na jej miejsce wkradały się demony łaknące sponiewieranej duszy. Ta zwykle ulegała, odchodząc w męczarniach.
Paradoksalnie, te męczarnie były dla niej ulgą.
Michael długo zastanawiał się, jak ci ludzie wytrzymują w miejscach jak to. Kilka miesięcy, które spędził w więzieniu zdecydowanie dało mu w kość. Nie raz i nie dwa przez jego głowę przebiegła myśl o tym, by zakończyć swój pobyt, skrócić cierpienie. Był jednak silny, z czasem zahartował się, stając odpornym na wszystko to, co zakład karny ma mu do zaoferowania.
I mimo tego wszystkiego, przerażała go myśl o tym, że jeszcze wiele przed nim i sam może w końcu stać się spłoszonym zwierzęciem.

4 komentarze:

  1. Witam,
    świetnie opisujesz ich emocje, to co przeżywają tutaj, że jednak nie chcą dać za wygraną...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam,
    halo? Pamiętasz jeszcze o tej historii? bo ja tęsknię, co jakiś czas zaglądam tutaj...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejka,
    tęsknię bardzo za tym opowiadaniem, naprawdę liczę na Twój powrót...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    wracam tutaj po dłuższej mojej nieobecności, bardzo bym chciała przeczytać więcej... bo opowiadanie jest wciągające...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń